czwartek, 1 lutego 2018

Rozdział IV : "Ekspresowe Szkolenie na Herosa"



Kiedy dowiedziałem się kilku rzeczy o Obozie Herosów stwierdziłem, że musi być tam na prawdę fajnie, no fakt, nie używa się komórki, ale cóż coś za coś. Podekscytowany zapytałem Lucasa kiedy pojedziemy do Obozu a on ze śmiechem odparł że kiedy nauczę się korzystać z trójzębu to będę gotowy.

Obiecałem sobie, że jak najszybciej nauczę się walki moją nową bronią, chciałem się tak znaleźć jak najszybciej. Jedyne co w tej sytuacji było w stanie mnie zaskoczyć kiedy Lucas zadzwonił po Kate mówiąc jej żeby przyszła jak najszybciej. Kate jest moją najlepszą przyjaciółką zaraz po Lucasie, ładna, wysportowana brunetka o niebieskich oczach, do której ślini się wielu chłopaków. Kiedy tylko pojawiła się w progu od razu zapytała mnie czego się dowiedziałem, zgodnie z prawdą odpowiedziałem że właściwie wszystkiego, ale musiałem zadać to pytanie bo nie dawałoby mi to spokoju
- Kate co ty masz z tym wszystkim wspólnego ?

- Jak to nie powiedzieliście mu !? – zapytała i spojrzała na moją mamę i Lucasa. Wydawało mi się, że zatrzymała dłużej wzrok na Lucasie.

- Nie mieliśmy jeszcze okazji.
- Dobra niech wam będzie – popatrzyła na nich a zaraz potem zwróciła się do mnie – Dobra jak już pewnie wiesz, wszyscy jesteśmy tu półbogami, o Lucasie wiesz, natomiast ja jestem córką Apollina boga muzyki - powiedziała mi to tak jakby mówiła o pogodzie.
- Jesteśmy dziećmi Apollina, Hefajstosa i Posejdona, jesteś synem Pana Mórz więc najwięcej potworów przyjdzie po Ciebie właśnie - powiedział mi Lucas, pewnie po to żeby mnie uspokoić. - Dobra Luk to nie czas na takie coś - przerwała mu Kate - Jason musi się nauczyć walczyć trójzębem. Masz tu jakieś miejsce gdzie można Cię czegoś nauczyć ? - ostatnie słowa skierowała wprost do mnie.
- Jest jedno miejsce– odpowiedziałem po chwili namysłu - Na dachu mojej kamienicy jest sporo miejsca, a oprócz dozorcy nikt tam nie wchodzi.
- To co będziemy cały czas schodzić na dół po Twoją broń jak Ci spadnie ? To jest bez sensu, rzucania też musisz się nauczyć, a co jak trafisz jakiegoś śmiertelnika ? - Lucas poddał w wątpliwość moje miejsce na trening.
- Śmiertelnikom Niebiański Spiż nie zrobi krzywdy – odpowiedziała szybko Kate.
- Jason daj mi na chwilę ten trójząb – powiedział Lucas i zaraz potem trzymał moją w ręce – Pokaże wam pewną sztuczkę o ile się nie mylę powinna zadziałać - mówił jednocześnie wychodząc na balkon – Patrzcie.
- Co ty.... ?- zacząłem, ale nie zdążyłem bo Lucas rzucił trójzębem na odległość około trzydziestu metrów a gdy trójząb nie dosięgnął żadnego celu zawrócił i posłusznie wleciał w rękę Lucasa.
- Jak ty to.... ?- zapytaliśmy z Kate.
- To jest robota mojego ojca – odpowiedział Lucas jakby to było oczywiste – Zauważyłem to od razu jak dostałem go do ręki - wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Postawimy Ci tarczę na dachu i będziesz się starał nauczyć przynajmniej podstaw zanim wyruszymy - powiedziała Kate
- Dobra to kiedy zaczynamy ? – zapytałem podniecony perspektywą treningu.
Rozmowę przerwał huk i drzwi wejściowe wyleciały z zawiasów, stanęły w nich trzy osoby, wszystkie z mieczami w dłoniach 
- Jason Cross, Lucas Grace i Kate Grim ? - zapytali przybysze 
- Tak to my a czego chcecie ? – odpowiedziałem.
- Waszych głów – odpowiedzieli chórem przybysze.
- Dobra Jason chyba czas zacząć nasze szkolenie – powiedział z błyskiem w oku Lucas – Pierwsza zasada, nie daj się zabić.

****

Nagle nie wiadomo skąd w ręce Lucasa pojawiła się ponad metrowa klinga. Kate natomiast trzymała w dłoni sztylet a przez plecy miała przewieszony łuk i kołczan ze strzałami. Dopiero po kilku sekundach zorientowałem się, że w ręce mam swój trójząb, ledwo zdążyłem to wszystko zarejestrować kiedy trzej przybysze doskoczyli do nas z ogromną prędkością, jeden z nich uderzył we mnie, przed oczami przeleciało mi całe życie kiedy zamachnął sie na mnie mieczem, ale obok mnie nagle zmaterializował się Luk i odepchnął wroga daleko i krzyknął do mnie – Walcz do cholery ! To najlepszy trening – odpowiedziałem słabym uśmiechem. Zobaczyłem katem oka jak Kate walczy z trzecim gościem, bardzo zgrabnie unikała jego ciosów sama skutecznie wyprowadzając ciosy sztyletem, nagle zobaczyłem przed twarzą lecący miecz i odruchowo zasłoniłem się trójzębem. Miecz przybysza utknął między sztychami mojej broni a ja poczułem się przez to pewniej i zaatakowałem, facet ewidentnie był lepszy, ale moja zuchwałość musiała go zaskoczyć. Nagle moja mama pojawiła się drzwiach a ja całkowicie nie myśląc o tym, że mogę zwrócić na nią ich uwagę krzyknąłem - Mamo uciekaj ! - Mój przeciwnik całkowicie mnie olał i rzucił się na moją mamę, udało mi się podciąć mu nogi trójzębem, ale on zdążył rzucić wyciągniętym wcześniej sztyletem w stronę mojej mamy. Wiedziałem, ze nie dam rady zatrzymać tego miecza, poczułem taki gniew jak nigdy wcześniej i krzyknąłem - STOP ! - Nagle ze wszystkich zbiorników w domu zaczęła wypływać woda, z kranu, z prysznica, nawet z plastikowych butelek i uformowała ścianę z wody przed twarzą mojej mamy. To wszystko stało się w ułamku sekundy, tyle samo czasu później miecz przybysza odbił się od ściany nie czyniąc szkody nikomu poza podłogą. Moi przyjaciele zaczęli powoli przegrywać, Luk stracił miecz a Kate dostała płazem miecza prosto w głowę, skupiłem całą swoją wolę na wodzie i zobaczyłem jak trzy kule formują się z wody, otaczają naszych wrogów i wynoszą ich na zewnątrz, rozkazałem kulom odlecieć jak najdalej i straciłem przytomność. Obudził mnie najpiękniejszy smak jaki mogłem sobie wyobrazić, przypominał mi ciasto czekoladowe, które robiła mama gdy byłem mały
- Co wy mi daliście ? - zapytałem
- Ambrozja, leczy herosów - odpowiedziała Kate - Dajcie mi jeszcze - W nadmiarze prowadzi do samozapłonu - niewinnym głosem powiedział Luk.
- Okej to ja podziękuję, nie mam ochoty a samozapłon.
Wszyscy się uśmiechnęli gdy nagle zza drzwi dobiegł kobiecy głos
- Według mnie masz jeszcze sporo nauki. Choć jesteś całkiem dobry jak na żółtodzioba.
Serce zwolniło mi, tak że prawie stanęło gdy w drzwiach mojego domu zobaczyłem Cat. - Co Ty tu robisz ? - zapytała Kate. - Jak to co, w końcu mamy misję prawda ? Musimy powstrzymać moja matkę - odparła Cat z cierpkim uśmiechem. - Twoją matkę ? To znaczy kogo ? - zapytałem choć domyśliłem się odpowiedzi. - Jak to kogo ? Afrodytę, to przecież jasne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz